Wielodzietna mama, czyli jaka?
Czasami mi się wydaje, że mam szansę być taka poukładaną cudną mamą.
Wiem, jednak, że bycie taką nie jest zależne od ilości dzieci, ale od charakteru. Jak miałam jednego syna, to miałam bałagan i rozgardiasz.
Mam piątkę i mam tak samo, jak nie gorzej.
Mam chroniczny remont od 2 lat, dziesieć lat temu studiowałam polonistykę, komparatystykę i pedagogikę i obecnie moje najstarsze, 9 letnie dziecko nie umie pisać poprawnie żadnego wyrazu. A miało wyssać wiedze z mlekiem matki.
Mam 30 lat i nigdy nie pracowałam zawodowo. Przynajmniej oficjalnie.
Mam skończone studia i nigdy nie odebrałam dyplomu.
Mimo, że nie chce jestem specjalistką w sprawach dzieciowych.
Wciąż uczę się być specjalistką w kwestiach wnętrzarskich.
Gdy zakładałam blog i Instagram, miałam taką ideę, że odpocznę w sieci od dzieci :D
Jednak one są tak głęboko we mnie, że mój profil, moje wnętrza moje wszystko jest po prostu wielodzietne. I szarpie się z tym od pół roku i w końcu zaakceptowałam.
Jestem mamą wielodzietną i mam Wam tyle do opowiedzenia.
Tyle razy się pomyliłam i tyle błędów wychowawczych popełniłam, że mogłabym książkę napisać. Wiele rzeczy mi się udało, na wiele jestem wrażliwa, niezły 9 latek mi wyrósł. I 8 latek też jest spoko. I 6 latek też. I ten 4 latek i nawet Rysiek co ma 15 miesiecy wyjdzie jeszcze na ludzi. Tyle mam doświadczenia, że na kilka mam by mogło starczyć. I wszystko przed trzydziestką.
To co wkurza mnie najbardziej to, gdy podchodzi do mnie jakaś mama i mówi że co jak co ale JA to się na mamę nadaje. ONA nie.
Wiecie, ja się totalnie nie nadaję.
Nie czytam blogów parentingowych.
Przeczytałam może 3 książki o wychowaniu.
Nienawidzę dzieci obcych ludzi.
Rozmowy z mamusiami na placach zabaw to moja zmora.
Gdybym mogła pracowałabym jako architekt wnętrz, ale że nie umiałam dobrze rysować, poszłam na pedagogikę, ale nudzą mnie zabawy z dziećmi, wolę poczytać albo posiedzieć na Instagramie.
I nie radzę sobie ze sprzątaniem, cierpliwością i miłością.
Więc nie, nie nadaję się na wielodzietną mamę bardziej niż inne babki.
Niż ty.
I obiecuję, na łamach tej podstrony pokazywać Ci jak bardzo jestem nieogarnięta i w jak wielu rzeczach nie nadaję się na mamę. Może wtedy Tobie będzie łatwiej odważyć się na nowe życie?
PRZYGODA Z DZIŚ
Może się komuś wydawać, że jak się jest mamą piatki, to juz nic co ludzkie nie jest człowiekowi obce. Ale nie. Czy jest się mamą piątego syna, czy pierwszego - coś może pójść nie tak.
U nas poszło nie tak w Biedronce.Nie zapowiadało sie fatalnie, nawet pierwsze trzy minuty były znośne. Jednak po pięciu Rysiek zaczął wychodzić z koszyka. Po dziesięciu dałam mu zimną parówkę,. Po piętnastu dałam mu ciasteczka a po 20 już nic nie mogłam mu dać, bo jedyne o czym marzył mój niespełna półtora letni syn to był cycek.
Pobiegłam więc do kasy i z nadzieją w oczach , bo wyjście już tak blisko, zaczęłam wywalać produkty na taśmę. Ale Rysiek mi nie pozwalał. Wił się i buczał, kapiąc wszelkimi wydzielinami zarówno z oczu, ust jak i nosa. Resztki parówki i ciasteczka wcierał w moje włosy, aż miła Pani stojąca za mną z litością zaczęła wyjmować moje zakupy. Rysiek dalej płakał i jęczał, ale chociaż kolejka miała szanse iść do przodu. Kochana Pani wyjęła z koszyka a później spakowała moje zakupy do koszyka. Jej mąż zawiózł mi koszyk na parking. Czułam, że tak nieogarniam jak mało kiedy i na myśl o tym, jak żałośnie musiałam wyglądać w tym sklepie, było mi słabo. Bo Rysiek miał dwie różne skapretki a ja miałam na sobie byle co znalezione w biegu w szafie. Bo przecież to tylko Biedronka.
Przeczołhgana przez życie i Ryśka wsiadłam do auta a tam Piotrek , który w czasie zakupów odbierał dzieci( dwoje naszych i trójkę należącą do sąsiadów) podaje mi piękne zdjęcia z komunii Tadeusza. Gdzie jestem zadbana i wyglądam jakbym ogarniała.
Ach co za kontrast.
Niezwykłe, że zarówno ja w Biedronce jak i ja na komunii to ta sama babka. Obie sytuacje skrajnie różne, dopiero po połączeniu pokazują jakąś tam prawdę o mnie, o byciu mamą wielodzietną i o życiu.
Nic nie jest tylko straszne albo tylko super piękne. I to jest w życiu fajne!
Cześć Olu :) Nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz - pisałam kiedyś w Blogu o poranku - bardzo miło wspominam tamte nasze czasy i kontakty w komentarzach. Cieszę się, że Cię znalazłam, bardzo gratuluję wspaniałej rodziny i pięknego domu, i Twojej energii, z którą podchodzisz do wszystkiego - także remontu - bardzo Cię podziwiam. Z przyjemnością czytałam wszystkie posty i bardzo cieszę się, że piszesz. Masz wspaniały, lekki, humorystyczny, pełen dystansu styl. Życzę Ci wszystkiego najlepszego, pomyślności we wszystkich planach. Będę tu u Ciebie częstym gościem. Trzymaj się ciepło! :) M. (jestem teraz tu: https://dom-nadjeziorem.blogspot.com ) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńkochana wieki wieki! Jakie masz wielkie dzieciaki <3 ciesze się ze jesteś :)
UsuńCzytając ten tekst przypomniało mi się jak odwoziłam do żłobka najstarszego syna, wtedy moje jedyne dziecko. Jeździliśmy komunikacją miejską wcześnie rano, żebym mogła zdążyć do pracy. Prawie codziennie przeżywałam dokładnie to co Ty w Biedrze. W torebce i w wózku miałam zapasy jedzenia i zabawek, które powinny wystarczyć dla całej grupy żłobkowej, a mojemu dziecku wystarczały na jakieś 15 minut! Po kilku miesiącach tej męczarni, gdy już straciłam nadzieję, że kiedykolwiek będzie lepiej, znalazłam zakopane głęboko w szufladzie prawo jazdy, zapisałam się na kilka lekcji dla przypomnienia i przekonałam męża do wymiany: ja biorę samochód a on wskakuje do tramwaju :-) To była najlepsza decyzja w moim życiu! Niestety zakupów nadal nie ogarnęłam, tyle tylko, że teraz męczę się z trójką...
OdpowiedzUsuńja wciaż nie mam prawa jazdy aaaa :)
UsuńHej Olu! Podcztuje Twojego bloga i fajnie mi się czyta choć mam tylko 2 córki i może trochę mniejszy hard core, ale za to 5 braci więc mieliśmy w dzieciństwie trochę podobnie.
UsuńKażda mama czasem nie ogarnia, ale trzeba sobie jakoś życie uprościć. Dla mnie komfort życia niesamowicie wzrósł gdy zaczęłam jeździć autem. A nie było to wcale łatwe, zdecydowałam się po ok 12 latach zrobienia prawka, kupiliśmy auto z automatem, pokonałam paniczny lek i jeżdżę już 2 lata. Ciebie też zachęcam. Zobaczysz jak to ułatwia życie. A samodzielne zakupy to jest po prostu niesamowita wygoda i relaks dla mamy.
Pozdrawiam, Monika
Przeczytałam,poplakalam sie ze smiechu bo przeciez nie koge zaprzeczyc uderzajacemu podobienstwu do mojego dnia codziennego! Jak malo kto- jak Ty- ogarniam nieogarniajac ;) jakie my jestesmy podobne :p poczytam wiecej a i jakas historyjke moge podrzucic :*
OdpowiedzUsuńO rany. Nawet sie nie podpisalam ;) Emilka
UsuńOstatecznie zakupy zrobiłaś. I jeszcze zaliczyłaś dobry uczynek- myślę, że tym państwu fajnie było, że mogli Ci pomóc i może mieć potem temat do rozmowy czy wspominania jak to mieli to samo ze swoimi dziećmi ;)
OdpowiedzUsuńŻycie. Mnie tylko denerwują starsze panie albo panowie, którzy wtedy się wtrącają i komentują, chcą niby pomóc ale mnie irytują na maksa. Od jakiegoś czasu staram się nie brać na zakupy dzieci. Ciężko bo mąż z pracy wraca zwykle ok 18 ale raz w tygodniu ich zostawiam i jadę do biedry albo lidla. Gorzej że wakacje idą i dzieciaki non stop w domu a wtedy, choć ich kocham nad życie, oszaleć można. Ja mam troje. Też słyszę, że ja się nadaję a oni już nie, siły nie mają, że to ponad nich, że z pracy nie mogą zrezygnować, że pieniądze, że dziecko już nie chce rodzeństwa, kręgosłup boli.... Każdy jakoś ma i trzeba to swoje życie zaakceptować, i żyć tak, żeby nie żałować.
OdpowiedzUsuńMatka trójki.
masz przepiękną rodzinę <3
OdpowiedzUsuńPodziwiam, zawsze chcialac mieć dużą rodzinę, niestety życie zweryfikowało marzenia. Myślę że każda mama ma dni kiedy totalnie nic nie ogarnia, wszystko idzie nie tak jak powinno.
OdpowiedzUsuńPodziw! Chociaż co jak co, trzeba mieć charakter do 5 synów ;)
OdpowiedzUsuńPiękna jesteś i nie tylko "na zewnątrz"! Tak dobrze czytało mi się ten tekst. U mnie takich hardcorów nie było, ale co ja tam wiem- maDka 1 Synka....
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam taką prawdziwą codzienność, bez tych wszystkich zachwytów nią, przekolorowanych opisów, stawiam na naturalność, nie boję się niedoskonałości, słucham intuicji. :)
OdpowiedzUsuńWielka jesteś, j a póki co mam 3 córki, najmłodsza ma rok i zachowuje się jak Twój Rysio. Wychodzi z wózka sklepowego, wije się po podłodze przy kasie i w mięsnym, więc wiem co czujesz.
OdpowiedzUsuńOstatnio była taka tragiczna, że starsze córki, powiedziały zym coś z nią zrobiła bo wszyscy się na nas patrzą.
Podziwiam Cię, za to, że masz siłę, że masz odwagę, że masz powera. Ja mam 3 maluchów w wieku 7, 4 i niespełna 2 latka i czasem myślę, że świat mój stoi do góry nogami. Dodatkowo mam przyszywana córkę nastolatkę, która czasem spędza nam sen z powiek :) Życzę tego uśmiechu na twarzy, który gości na ostatniej fotografii każdego dnia !
OdpowiedzUsuńTwój wstęp o matce wielodzietnej, to jakbym o sobie czytała. Ola, lat 27, kosmetyczka z wykształcenia, z zawodu matka trójki (Fela 6l, Włodziu i jego z.Downa 5l, Rozalia dla bliskich Pyza 2,5l). Nigdy dzieci nie uwielbiałam i nie jęczałam na widok malutkich, słodkich bobasów, do dziś nie rozumiem ludzi, którzy wysyłają MMS ze swoimi dziećmi ubranymi w mikołajowe stroje jako życzenia świąteczne. Na blogi parentingowe mam alergię (tylko te wnętrzarskie akceptuję), nie potrafię wymyślić super zabawki z kartonu zajmującej dzieci całe dnie, lubię grające, plastikowe zabawki, bo dają mu chwilę wytchnienia (chociaż nie wyglądają tak dobrze jak drewniane, na zdjęciach dziecięcych pokoików). Nie zawsze mam siłę (albo przeważnie nie mam siły) być zaangażowaną mamą, która zawsze ładnie wygląda, robi pełnowartościowe posiłki, z radością wciela się w rolę figurek LEGO Duplo i aktywnie czyta z dziećmi książki. Częściej szczytem jej marzeń jest wyjście samej do Biedronki. Ale i tak o dziwo lubię być mamą tych moich dzieciaków (nawet w taki deszczowy dzień jak dziś) i trochę mi to wychodzi, bo też słyszę, że jestem do tego stworzona, choć blogi mogłyby temu zaprzeczyć. Czasem jest ciężko, ale czwarte i tak bym chciała, bo wbrew mojemu długiemu wpisowi, to fajnie jak jest nas tak dużo. I u Ciebie też mi się podoba. Chyba znalazłam swoje miejsce w sieci 😊
OdpowiedzUsuńJejku jejku! Zdanie o tym, że nie lubisz bawić się z dziećmi i nie lubisz obcych dzieci przyniosło mi wielką ulgę. Ja moim trzem chłopakom lubię co najwyżej poczytać. O zabawie nie ma mowy. Ja przypadkiem jestem architektem, ale tylko na papierku i myślałam, że będę z dziećmi malować, lepić itd. Haha, nic z tego. Strasznie mi to nie idzie. Póki co dziękuję Bogu za lego. Ja w ogóle to za dziećmi nie przepadam i gdyby nie to, że swoje kocham to było by dziwnie... Obcych dzieci się boję. Nie potrafię się takimi zająć ,pogadać. Teraz mamy nadzieję, że wkrótce pojawi się w naszej rodzinie maleńka panienka. Ech, ciągle się sobie dziwię jak ja to wytrzymam, ale w kościach czuję , że tak jest dobrze 😉.
OdpowiedzUsuńWypadałoby się chociaż przedstawić. Pozdrawiam, Ania☺.
Usuń